sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 1

  -Gdzie jest mój telefon?- sprawdzam kieszenie. Pamiętam co to telefon, pamiętam jak go używałam, jak pisałam sms-y, dzwoniłam, robiłam zdjęcia. Pamiętam, że raz wyślizgnął mi się z ręki, a ja aż zamarłam ze strachu i z bijący sercem obróciłam go by sprawdzić czy ekran jest cały. Pamiętam ulgę gdy nie znalazłam ani jednej rysy. Pamiętam swój laptop, wszystkie odcinki anime jakie oglądałam i wszystkie przeczytane mangi, każdy bezsensowny wykład, równia na pierwiastkach ze szkoły, dzień, kiedy pierwszy raz pojechałam do mojego nowego miasta i jak uczyłam się kasować bilety w MPK, w końcu tak wysoka technologia jak kasowniki w autobusach nie doszła jeszcze do mojego miasteczka. Ale za nic nie mogę sobie przypomnieć kim jestem, co robiłam, nie pamiętam twarzy osoby która oglądała ze mną cierpliwie każdy odcinek Kamisamy, mimo, że już raz oglądnęła całą serię i  na pewno miała pełną listę dużo ciekawszych zajęć, albo mojego brata, nie, zaraz, to ja miałam brata? A może siostrę? Czy na pewno nie byłam jedynaczką? Mam pustkę w głowie... co? Pustka? Znałam kiedyś Pustkę, tylko kto to był? Jestem pewna, że kiedy kogoś takiego znałam, a może to także był tylko sen?
  Nie znalazłam telefonu.
Historia II.01
Opowiem wam historia, która wydarzyła się przed moim przyjściem do tego świata, a możliwe, że jeszcze przed moimi narodzinami w moim własnym świecie, o ile można porównywać upływ czasu w tych dwóch miejscach. Jest to jedna z wielu opowieści których wysłuchałam, nie jest ona w żaden sposób szczególna, lepsza czy bardziej ciekawa od innych, po prostu w tej chwili chcę się z wami podzielić właśnie nią.
Zaczyna się jak zwykle w ciemnym, mrocznym korytarzu. Słychać echo kroków, które z każdą sekundą stają się coraz bardziej wyraźne, odbijają się echem, by w końcu w jednej chwili umilknąć. Ktoś stoi za drzwiami znajdującymi się po drugiej stronie pomieszczenia, waha się przez sekundę, a następnie naciska klamkę i szybkim ruchem otwiera drzwi, jakby bał się, że może się rozmyślić. Na korytarz wychodzi młodzieniec o pociągłej twarzy, ciemnych włosach i oczach, ciężki płaszcz opada mu z ramion aż do ziemi, trudno zobaczyć coś więcej w przytłumionym blasku świecy, którą oświetla sobie drogę, nie sposób określić nawet jego emocji, gdyż ostre cienie rzucane na jego twarz wykrzywiają ją w makabrycznym grymasie. Przemierza korytarz szybkimi krokami, przez co dopiero w ostatniej chwili zauważa postać skrytą w cieniu. Przystaje, cisza pomiędzy nimi zdaje się trwać w nieskończoność. Szelest ubrań nieznajomego przynosi w końcu pewną ulgę od tej nienaturalnej pustki. Przechodzi obok *młodzieńca*, który stoi twardo i najwyraźniej nie ma najmniejszego zamiaru się przesunąć, trąca go barkiem. Dopiero wtedy tamten reaguje, obraca się nagle i łapie *intruza* za ramię.
-Żarty sobie robisz?- szepcze niebezpiecznie niskim głosem- co ma znaczyć to ukrywanie się?
-Jesteś moją matką? Nie mam już nawet prawa pobyć chwilę w samotności?
Dopiero teraz gdy *intruz* obrócił się widać w świetle jego twarz. Ciężko powiedzieć cokolwiek o jego karnacji, ale zarówno jego oczy, jak i włosy emanują delikatnym blaskiem odbitym od świecy. Wcześniej musiał ukryć je pod kapturem, niemożliwe jest by nawet w ciemności ukryć tak jasne włosy.
-Musimy o czymś porozmawiać.
-Dobra, ale może łaskawie najpierw mnie puścisz? Pomniesz mi ubranie.
*Intruz* spojrzał wymownie na swoje ramię, które nadal znajdowało się w miażdżącym uścisku. *Młodzieniec* poluzował chwyt, a po chwili puścił go . Popatrzył uważnie na jego twarz szukając czegoś, co mogłoby zdradzić jego emocje, a chwilę później jego twarz rozjaśnił uśmiech.
-Brak ci szacunku jak zwykle.
-Szacunku? A komu niby mam oddawać szacunek? Ja nie widzę tu nikogo kto by na niego zasługiwał- teraz także na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech.
-Szukałem cię, bo mam do ciebie prośbę, nie wiem dlaczego zawsze kiedy czegoś od ciebie chcę szukasz spokoju właśnie w takich miejscach.
-Nie pomyślałeś że to może właśnie dlatego, że przeczuwam, że znowu możesz mnie wplątać w coś nieciekawego? hahaha- tym razem się zaśmiał.
Nie zauważyli nawet kiedy zaczęli iść ramię w  ramię do wyjścia.
-Nie masz może ochoty na przejażdżkę? Na pewno dobrze ci to zrobi.
-Już tak nie udawaj, że zależy ci na moim samopoczuciu.
-Oczywiście, że ważni są dla mnie wszyscy moi poddani, niestety ty nie jesteś wyjątkiem.
-Och, MOŚCI KSIĄŻĘ, jaki to dla mnie ZASZCZYT, że nawet JA, taki MARNY *CZŁOWIEK* znajduję się pod twoimi skrzydłami. Jednak czyż nie za szybkie są twe słowa, wszak JEGO WIELKA, KSIĄŻĘCA MOŚĆ nie zasiada jeszcze na tronie, a i WASZ WSPANIAŁY PAN OJCIEC nie szykuje się jeszcze na tamten świat.
-Dobra, skończ. Załapałem sarkazm. Chodzi o to, że dziś na audiencji pojawiła się delegacja z *zdradzieckiej wioski*, przybyli prosić o pomoc. Od jakiegoś czasu na ich stada napada potwór, do tej pory nie wiadomo jakim cudem nikt nie został ranny, ale to raczej tylko kwestia czasu. Chyba wiedzą, że jeśli zaatakowaliby mieszkańców, bylibyśmy zmuszeni podjąć jakieś kroki.
-Co na to twój ojciec?
-A czego się spodziewasz? Odkąd tylko odmówili wykonania rozkazu nie znajdują się już pod naszą opieką, ojciec nie ma obowiązku im pomagać. Raz wydany rozkaz nie może być cofnięty, inaczej grozi to nieposłuszeństwem, a teraz gdy *potwory* nas atakują nie możemy pozwolić sobie na coś takiego.
-Więc oczekujesz, że udam się z tobą na "małą przejażdżkę" i pomogę ci pozbyć się wyrzutów sumienia?
-Może nie do końca o wyrzuty sumienia mi chodzi, ale tak, właśnie o to cię proszę.
W czasie rozmowy zdążyli już przemierzyć schody, wewnętrzne korytarze i bramę prowadzącą do ogrodu. Stanęli teraz w popołudniowych promieniach słońca i wyciągnęli twarze do góry by rozkoszować się odrobiną ciepła. Skojarzyli mi się z parą słoneczników podążających za słońcem, chociaż chyba słoneczniki nie osiągają takich dużych rozmiarów nawet tu.
-Więc zdradź mi plan- odezwał się *intruz*
-Plan?
-Nie udawaj, przecież wiem, że przygotowałeś już wszystko. Od samego początku wiedziałeś, że się zgodzę.
-Ha, masz rację- *książę* uśmiechnął się szeroko- więc może zjemy coś w moich komnatach, a w międzyczasie wszystko ci wyjaśnię?
-Nie śpieszy ci się?- uniósł lekko brew w konsternacji
-Nie, i tak nie możemy wyruszyć szybciej niż jutro rano, a wszystko co niezbędne do wyprawy już przygotowałem. Nie czas teraz na gadanie, pewnie umierasz z głodu, od rana siedziałeś w tych podziemiach, coś ciepłego dobrze ci zrobi, a i ja chciałbym usłyszeć jakie tym razem masz usprawiedliwienie na swoje zniknięcie.

sobota, 21 marca 2015

Prolog

Adam & Alma "Back to the Sea"

   Przymykam oczy, chłodny podmuch łaskocze moją twarz, porusza włosy, przejmuje mnie dreszczem. Nie jest nieprzyjemny, pozwala mi poczuć, że istnieję, że moje życie nie jest ułudą. Obejmuje mnie smutek, mrugam by pozbyć się niechcianych łez. Niech to, jestem taka żałosna, znowu użalam się nad sobą, a przecież obiecywałam sobie, że będę silna. Bez chusteczki się nie obędzie. Łzy dzięki długiej praktyce przestały już płynąć z oczu, a jak na złość zaczęły płynąć z nosa. Chodź to raczej nie łzy... na pewno nie. Łzy nie byłyby tak kłopotliwe. Ha ciekawe porównanie, nazywać smarki łzami, chyba lekcje polskiego wywarły na mnie większy wpływ niż myślałam.
   Dziś tak słoneczny dzień, lubię patrzeć na plamy światła na podłodze, przyjmują czasami bardzo ciekawe kształty... Nie, kłamię. Tak naprawdę patrzenie na nie powoduje u mnie bezbrzeżny smutek. Siedzę tutaj cicha, zamknięta, a cały świat toczy się przede mną, za tym oknem, tam gdzie nie mam dostępu, gdzie wyjście przejmuje mnie strachem. I tylko to światło wpadające przez okno jest cieniem tego życia którego choćbym chciała nie mogę ujrzeć. Wydaje się takie jasne, a dla mnie jest szare, wypłowiałe, jakby ciemność mojego serca wyciągnęła wszystkie kolory. Wyciągnęła kolory? Więc dużo lepiej pasuje nazwa "czarna dziura", tak... to chyba idealne określenie dla mojego serca.
-PRZESTAŃ!- co ja robię?! Jestem głupia? I tak jestem już wystarczająco żałosna i poniżona. Nie dobijaj się jeszcze sama! Chcesz się jeszcze bardziej zapaść w siebie? Chcesz, by czarna dziura pochłonęła ciebie cała? Jak to żałośnie brzmi. Może to jednak nie jest odpowiednia nazwa, może to nie moje serce jest czarną dziurą, ale to ja wpuściłam ją do mojego serca i po tym jak się już w nim zadomowiła, pożera każde światło, które w nim jest? Pożera i nie wypuszcza. Więc mimo iż staram się ciągle je napełniać i tak nadal jest puste, bez emocji, wyżarte. Zimna skorupa wiecznie głodna miłości i nigdy nie nażarta. Bestia połykająca dobro i ciepło, która w końcu pożre wszystko co co ja otacza i zastanie sa...
Eh, zaprzestanie myślenia w ten sposób jest chyba dla mnie niemożliwe. Akurat dziś musiałam złapać takiego doła. Chodź to nie ma znaczenia czy to byłoby dziś, jutro czy za tydzień, żaden dzień nie jest dobry na takie ponure myśli. O, zapomniałam, została mi jeszcze pomarańcza z wczoraj, ma taki piękny kolor, co prawda wolę mandarynki, ale i tak spróbuję, może ona poprawi mi humor, chodź to trochę niesprawiedliwe oczekiwać od zwykłej pomarańczy, że naprawi cały twój świat, ale w końcu od czego trzeba zacząć.
-Idę po nóż- to już i tak jakiś krok, lepiej iść do przodu niż leżeć do góry d... tfu, stać w miejscu.
No cóż, nawet to światło nie wygląda już tak źle. Jak teraz zamykam oczy wydaje się nawet piękne, a w ustach czuję smak pomarańczy.
Zaraz... co jest ze mną nie tak... przecież ja jej jeszcze nawet nie obrałam... i jest mi niesamowicie lekko i ciepło na sercu. Ah, więc wszystko jest dobrze, to był tylko sen... koszmar. Szkoda tylko, że nie mam zielonego pojęcia, dlaczego słońce nad moją głową jest takie duże. I dlaczego do diabła jestem na zewnątrz. Aha, a tak z tych mniej ważnych rzeczy, to kurcze, ja nic nie pamiętam!